W czasie pandemii nie obawiaj się prosić o pomoc medyczną
- Ludzie są przerażeni i boją się prosić o pomoc, a z drugiej strony, pracownicy medyczni też się obawiają przyjmowania pacjentów – uważa hematolog i onkolog prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
A jego kolega z uczelni i szpitala, internista i hipertensjolog prof. Zbigniew Gaciong z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Nadciśnienia Tętniczego i Angiologii zwraca uwagę, że tego rodzaju zjawisko może mieć, a być może już ma, tragiczne konsekwencje.
Zjawisko tego rodzaju nie jest obce i innym krajom zmagającym się z pandemią koronawirusa. Portal Medycyny Praktycznej opublikował rezultaty analizy badaczy ze szpitala w Hong Kongu, pełniącego także w czasie epidemii ostry całodobowy dyżur zawałowy. Lekarze sprawdzili czas reakcji w interwencyjnym leczeniu ostrego zawału serca w tej placówce w pewnym odcinku czasu w trakcie epidemii i przez dłuższy czas rok wcześniej. Okazało się, że średni czas od pierwszych objawów zawału do pierwszego kontaktu z personelem medycznym podczas epidemii wynosił 318 minut, a przed nią – ponad trzykrotnie mniej: 82,5 minuty. Opóźnienia (mniejsze, ale wciąż znaczące, zwłaszcza pomiędzy odpowiednikiem polskiego SOR a miejscem, gdzie podejmowano procedury leczenia zawału) występowały także po przyjęciu do szpitala.
Tymczasem w razie zawału czas, w jakim podejmie się interwencję medyczną, to jeden z najistotniejszych czynników powodzenia leczenia.
„Badacze zwrócili szczególną uwagę na znaczne wydłużenie komponentu opóźnienia zależnego od pacjenta. Wskazali również, że w okresie pandemii oprócz konieczności wdrożenia odpowiednich strategii diagnostyki i leczenia pacjentów z COVID-19 konieczna jest ocena, w jaki sposób pandemia wpływa na leczenie pacjentów z innymi chorobami” – czytamy w polskim streszczeniu analizy na Medycynie Praktycznej.
- Wiele chorób jest o wiele groźniejszych niż COVID-19 – podkreśla prof. Gaciong.
Zgadza się z nim prof. Jędrzejczak. Zwraca uwagę, że od początku marca do połowy kwietnia zarejestrowano w Polsce ponad 250 zgonów związanych z tą chorobą, czyli tyle, ile następuje tylko w ciągu tygodnia z powodu nowotworów.
Czy w czasie epidemii mamy prawo do wizyty lekarskiej?
Do udzielania bezpośredniej pomocy pacjentom w sytuacji zagrożenia życia zobowiązuje lekarzy prawo. Ostatnio Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej przypominało wszystkim lekarzom, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, regulującymi zasady wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty, nie mogą oni „odmówić pomocy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, także wtedy, gdy wiąże się to z narażeniem własnego zdrowia czy nawet życia”. Jednocześnie PRNL wskazuje, że lekarze mają prawo do dbania też o własne zdrowie.
- Obowiązujące prawo, tj. ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta przewiduje, że każdy pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej i udzielanych z należytą starannością. Pacjent ma też prawo do natychmiastowego udzielenia świadczeń zdrowotnych ze względu na zagrożenie zdrowia lub życia. Są to kluczowe uprawnienia pacjenta, które mają oparcie w konstytucji i obowiązują także w razie nadzwyczajnych sytuacji, jak obecny stan epidemii – mówi Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Przypomina, że z uwagi na ryzyko szerzenia się zakażeń koronawirusem, co do zasady pierwszy kontakt z pomocą medyczną w czasie pandemii powinien być telefoniczny. Na stronie Rzecznika Praw Pacjenta czytamy: „Teleporada, czyli porada lekarza przez telefon, jest w pełni zgodna z prawem. Jest to pełnoprawne świadczenie zdrowotne w rozumieniu przepisów prawa. (…) Oczywiście porada lekarska udzielania przez telefon ma swoje ograniczenia. Lekarz może uznać, że niezbędne jest osobiste badanie, wtedy też zaprosi pacjenta do przychodni”.
Rzecznik Praw Pacjenta przypomina też, że nie są odwołane czy zawieszone wizyty domowe, o ile ze względu na stan pacjenta są one konieczne.
Prof. Jędrzejczak wyjaśnia, że lekarz ma obowiązek przyjąć pacjenta m.in. wtedy, gdy podejrzewa na podstawie telefonicznego wywiadu poważną chorobę i konieczne jest bezpośrednie badanie i/lub badania pomocnicze oraz wtedy, gdy pacjent ma już stwierdzoną poważną chorobę i na podstawie rozmowy lekarz stwierdzi, że mogło dojść do pogorszenia się stanu zdrowia, które można ocenić i podjąć środki zaradcze tylko podczas bezpośredniego kontaktu z pacjentem.
W sytuacji podejrzenia, że doszło do nagłego pogorszenia zdrowia i ryzyka nagłego zgonu, należy dzwonić pod 112. Takie stany to m.in. objawy udaru, zawału serca, duszność, utrata przytomności, ostry ból brzucha.
- W ostateczności, jeśli nie możemy się skontaktować ze służbą zdrowia, a dzieje się z nami źle, nie należy się wahać i udać się do szpitala – mówi prof. Gaciong.
Zastrzega, że trzeba mieć też na uwadze to, iż placówki ochrony zdrowia to miejsca, gdzie istnieje spore ryzyko zakażenia się koronawirusem. Jednak w sytuacji zagrożenia życia należy jednak szukać pomocy w szpitalu. Ryzyko śmierci z powodu zawału, udaru czy "rozlanego" wyrostka robaczkowego jest wyższe niż z powodu zakażenia koronawirusem.
Profesor apeluje też, by pacjenci z chorobami przewlekłymi w czasie pandemii nie przerywali zaleconej terapii bez porozumienia się z lekarzem. W sytuacji, gdy kończą się im leki, mogą zadzwonić do swojego lekarza, który ma prawo wystawić im e-receptę w sytuacji, gdy uzna to za konieczne.