Nie lekceważmy objawów udaru, jak najszybciej wzywajmy pomoc
Podczas zorganizowanej online konferencji prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego prof. Konrad Rejdak z Lublina powiedział, że w czasie lockdownu aż o 30 proc. spadła liczba zgłaszających się pacjentów z udarem mózgu. „Nie jesteśmy wyjątkiem, podobnie było w innych krajach. W USA o 40 proc. mniej pacjentów kwalifikowano do leczenia interwencyjnego udaru” - dodał. Podkreślił jednak, że wielu chorych straciło szansę na skuteczne leczenie udaru i okupiło to ciężkim kalectwem.
Głównym tego powodem było zaniechanie wezwania pomocy przez pacjentów dotkniętych udarem lub ich najbliższych, często z obawy przez zakażeniem koronawirusem SARS-CoV-2. Obecnie sytuacja się poprawiła. Nadal jednak część osób nie wzywa pomocy lub zwleka z wezwaniem, najczęściej wtedy, gdy objawy udaru są łagodne lub niejednoznaczne. To również błąd, może on kosztować życie lub zdrowia pacjenta – przekonywali specjaliści podczas konferencji zorganizowanej w związku kampanią edukacyjną #nieczekajwdomu.
Jak opisał prof. Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, udar mózgu to ogniskowe uszkodzenie mózgu, wywołane zatkaniem światła naczyń lub ich pęknięciem, którego skutkiem jest nagły deficyt neurologiczny. Mogą to być niedowłady prawej lub lewej strony ciała, a nawet porażenie, jak również zaburzenie mowy, utrata zdolności wypowiadania sensownych treści, jak też ich rozumienia. Zdarzają się zaburzenia przytomności, gdy dojdzie np. do uszkodzenia pnia mózgu, albo naprzemienne niedowłady prawej i lewej strony ciała.
Takie dolegliwości świadczą o ciężkim przebiegi udaru mózgu. Specjaliści zwracają jednak uwagę na mniej niepokojące objawy, które również mogą wskazywać na udar mózgu. One też wymagają natychmiastowego leczenia z użyciem leków trombolitycznych (rozrzedzających krew) lub tzw. trombektomii mechanicznej, zabiegu umożliwiającego usunięcie w naczyniu zakrzepu blokującego dopływ krwi do mózgu.
Zdaniem dr. n. med. Piotra Luchowskiego z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, do natychmiastowego wezwania pomocy powinny skłaniać takie objawy, jak ubytek w polu widzenia, niedowidzenie połowiczne. Sprawia ono, że przechodząc przez drzwi osoba dotknięta udarem zawadza jednym barkiem o framugę. Niepokojące jest drętwienie kończyny i zaburzenia czucia oraz niewielka dysfunkcja kończyny górnej.
Szczególnie mylące jest drętwienie kończyny. Specjalista wyjaśnił, że w nocy u wielu osób zdarza się wywołujące je uszkodzenie nerwów obwodowych. To normalne. „Gdy jednak drętwieje jednocześnie kończyna dolna i górna, to mamy 90 proc. pewność, że powodem tego jest udar mózgu” – zapewnia.
„Niektóre dolegliwości łatwo przeoczyć. Nawet pracownicy służby zdrowia potrafią je zignorować, co osłabia szanse powrotu do zdrowia. Niezbędna jest czujność i pewna samokontrola naszego ciała, sprawdzajmy i upewniajmy się, że wszystko u nas funkcjonuje prawidłowo” – apelował prof. Rejdak. Dodał, że lepiej na wszelki wypadek sięgnąć po telefonować lub zawołać sąsiadów i wezwać pomoc.
Nie wolno z tym zwlekać nawet wtedy, gdy dolegliwości ustąpią, na przykład po 30 minut. To błąd. Wiele osób sądzi, że to nie było nic groźnego. Tymczasem objawy mogą powrócić w jeszcze większym natężeniu. Zdarza się tzw. przejściowe niedokrwienie mózgu, potocznie nazywane mikroudarem. Tego też nie należy bagatelizować, gdyż jest 10 proc. ryzyko, że wkrótce wystąpi pełny udar.
W przypadku wystąpienia udaru decydujące znacznie ma to, jak szybko zostanie udzielona specjalistyczna pomoc. „Pacjent najpóźniej w ciągu 6 godzin musi trafić do oddziału udarowego, żeby leczenie było skuteczne” – podkreślił dr Luchowski. Im szybciej, tym lepiej. Leczenie tromboliczne – wyjaśnił - wykonuje się zwykle do 4,5 godzin, a zabieg interwencyjny (trombektomii mechanicznej) – do 6 godzin.
„Trzeba pamiętać, że każde 15 minut opóźnienia o 8 proc. zmniejsza szanse skutecznego leczenia” – zwrócił uwagę specjalista. Dodał, że można pomóc każdemu pacjentowi, bez względu na wiek, jeśli tylko w odpowiednim czasie zostanie przywieziony na oddział udarowy. Najmłodszy chory z udarem, któremu w Lublinie udzielono pomocy, miał zaledwie 3,5 roku. W miniony poniedziałek uratowano życie i zdrowie chorej liczącej 101 lat.
Dr Adriana Mikus-Zasybska z Samodzielnego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie zapewniała, że chorzy nie powinni obawiać się zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 po przywiezieniu do szpitala. „Zastosowaliśmy procedury zmniejszające ryzyko takiej infekcji” – powiedziała. Pacjenci już na wstępie, po przyjęciu na SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) są kierowani do grupy z podejrzeniem takiego zakażenia lub tych, u których najprawdopodobniej go nie ma.
Nie ma jeszcze danych wskazujących, że udary mózgu częściej się zdarzają w czasie pandemii COVID-19. Takie podejrzenia się pojawiło w związku z tym, że zakażenie koronawirusem zwiększa krzepliwość krwi, na dodatek towarzyszące jej gorączka powoduje odwodnienie, co też może podnosić krzepliwość.
Z danych przestawionych podczas konferencji wynika, że dotychczas co roku zdarzało się w naszym kraju około 80 tys. udarów mózgu. Najczęściej występuje udar niedokrwienny, powodowany zatkaniem naczynia doprowadzającego krew do mózgu. (PAP)
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Zbigniew Wojtasiński